wtorek, 5 kwietnia 2011

Indie


Indie w rzeczywistości cudu, bez trudu.


Wszystko zaczęło się w Chennai, gdzie przywitaliśmy się z Indiami. Plan wyglądał tak, że ten kraj pokonamy szybko, tranzytowo, przelotnie, pobieżnie, powierzchownie i przedostaniemy się do Nepalu.

W Chennai zabawiliśmy tylko jedną noc, a następnie udaliśmy się pociągiem do Kalkuty. Miasto jest bardzo pozytywne i przytłacza swoimi rozmiarami, spodobało się nam na tyle, że zabawiliśmy tam aż cztery dni. Trafiliśmy do rewelacyjnego guest housu, gdzie Sebaka został pogryziony przez pluskwy, (gatunek owada należący do rzędu pluskwiaków różnoskrzydłych, rodziny pluskwowatych). Są to robaczki, które żyją w materacach i lubią uprzykrzyć życie użytkownikowi łóżka próbującemu bezskutecznie zasnąć nieustannie gryziony. Robak pozostawia po sobie bolesne, swędzące i mało estetyczne bąble, czopy ropne, wrzody itp.

Pewnego sympatycznego wieczora, kiedy raczyliśmy się lokalną whisky w towarzystwie kolegów z Czech oraz Alaski, całkiem niespodziewanie dosiadła się do nas para z Japonii. Nie jest tajemnica, że azjaci nie słyną z mocnych głów. Śladowe ilości alkoholu sprawiły, że Japonka padła twarzą na stolik, a Japończyk obrzygał łóżko i pół nocy walczył z łóżkowymi pluskwami, które nieustanie atakowały.

Kolejnego, jakże uroczego dnia podczas miejskiej przechadzki, przez cudowny zbieg okoliczności trafiliśmy na dwójkę dość dziwnych ludzi. Podsłuchiwaliśmy z ukrycia ich ezoteryczną rozmowę. Język jakim się posługiwali brzmiał na tyle znajomo, że niemal natychmiast zorientowaliśmy, że ich ojczyzną jest Polska. Ich piękne opalone i przesłodzone buzie, przypadły nam do gustu, więc zagailiśmy rozmowę zapoznawczą. Skutkiem tego wydarzenia był fakt wspólnego spacerowania po magicznej pełnej niespodzianek Kalkucie. Tak właśnie poznaliśmy Mariusza i Sabinę (imiona zostały zmienione na prośbę samych zainteresowanych - Ewy i Rafała, którzy nie chcieli ujawniać swoich prawdziwych imion). Polubiliśmy się na tyle, że piliśmy razem alkohol i robiliśmy takie rzeczy, o których nie wypada tu wspominać. Pobyt w Kalkucie zakończył się po czterech owocnych dniach, następnie wraz z nowo poznanymi Mariuszkiem i Sabinką udaliśmy się do Varanasi. Jest to miasto, które swoją typowością odbiega znacznie od typowości miast powszednich, powszechnych. Mianowicie na brzegu rzeki Ganges, przez niektórych uważanej za świętą, całkiem popularne i lubiane jest palenie zwłok, a następnie wrzucanie szczątek to wody. Widok i zapach palących się stosów zapiera dech w piersiach i jest naprawdę dużym przeżyciem. Ciekawą sprawa jest fakt, iż setki ludzi zażywają kąpieli w tym przepełnionym syfem akwenie w którym można dostrzec pływające rączki, nóżki i inne takie. My poszliśmy jeszcze dalej i w ramach protestu wypiliśmy po szklance gangeskiej wody… Chwile wolne od oglądania płonących zwłok spędzaliśmy z Ewuską i Rafałkiem na przechadzaniu się po mieście i paleniu śmiesznych papierosków. Pewnego wieczora trafiliśmy nawet na miejscowe wesele. Zmuszono nas do dzikiego tańca, a następnie dokonaliśmy degustacji weselnych pyszności.

Po varanaskich szaleństwach rozstaliśmy się z naszymi ziomkami i na tzw. stopa ruszyliśmy w kierunku północnym szukać przygód w niepopularnych turystycznie rejonach Indii. Szybko okazało się, że była to dobra decyzja. Podróżowanie po Indiach autostopem sprawia wiele radości. Północne Indie przypominają czasami jakże lubiany przez nas Pakistan. Po kilku dniach szwendania się po wioskach i miasteczkach wsiedliśmy w pociąg, którym pojechaliśmy na granice z Nepalem. Tak zakończyła się nasza krótka przygoda z Indiami.

4 komentarze:

  1. Panowie, a kiedy bedziecie w Nepalu? Mam do Was sprawe:) tylko nie wiem, czy ja jakas niekumata, czy nie ma do Was maila do blogu. A bo maila chcialam Wam napisac.

    OdpowiedzUsuń
  2. A w Nepalu to my bedziemy jakos do 9ego kwietnia czyli wlasciwie juz bylismy! Pozdrawiamy z Filipin! Moze tutaj da sie ta sprawe zalatwic?! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nie baldzo :(. Bo pewna jestem, ze widzialam Was w Katmandu. Tez chcieliscie zjesc momo i tez ich w tym lokalu pozna noca (no dobra, wieczorem) nie bylo. Czy moglabym Was poprosic o skontakotwanie sie ze mna? Sama bym tego maila napisala pierwsza ale ciagle nie odnajduje Waszego adresu. Pozdrawiam mocno z Nepalu :)
    O.

    OdpowiedzUsuń
  4. e-mail pietrzynski@gmail.com :)

    OdpowiedzUsuń