czwartek, 17 lutego 2011

Kuala Lumpur

Hej cześć to znowu my! Nadajmy prosto ze stolicy Malezji – Kuala Lumpur! A tu prawdziwy jarmark cudów i jeszcze więcej niespodzianek, ale to wszytko później! Wróćmy do początku, w KL wylądowaliśmy normalnie na płycie lotniska, pilot spisał się na medal, ale niestety obyło się bez oklasków. Następnie bez niczyjej pomocy wsiedliśmy do autobusu i podążyliśmy w stronę centrum gdzie czekały na nas sztuczne różowe króliki.

Dużo kolorowych świateł i wysokich budynków wywoływał u nas stan nieskończonego wprost szczęścia. Uśmiechnięci i roześmiani podniebną kualalumpurską kolejka udaliśmy się na spotkanie bardzo dobrym Chińczykiem, który to zaoferował nocleg w bardzo komfortowych warunkach. No w takim wypadku nie pozostało nam nic tylko ucieszyć się do granic wytrzymałości. Nowo poznany kolega dał nam klucze do chaty i miał nas w przysłowiowej dupie, ale o to nam właśnie chodziło. Radośnie kicaliśmy sobie po tym pięknym mieście zajadając się pysznościami w hinduskich restauracjach. Pewnego jakże pięknego dnia siedzieliśmy w taniej, lecz urokliwej ciapatej knajpie, aż tu nagle przyszedł sobie premier Malezji wraz ze swą świtą, a za nim fotoreporterzy i dziennikarze. Nawet zamienił z nami kilka słow. Nie było by w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że przez to całe zamieszanie nie mogliśmy domówić kolejnej porcji wspaniałego kurczaka. Pewnie myślicie, że posmutnieliśmy? Nic bardziej mylnego, ta cała sytuacja wprawiła nas w ekstazę szczęścia. To nie koniec niespodzianek. Jakby tego było mało, w mieście odbywał się akurat hinduski festiwal - Thaipusam

Widok był dość niecodzienny, setki pielgrzymów szło ulicami miasta. Charakteryzowali się ciekawym ubiorem, większość z nich miała przekłute hakami plecy. Na hakach były zawieszone owoce, kwiaty, dzwonki i jeszcze wiele innych dziwnych rzeczy. Pielgrzymi znajdowali się w stanie transu i dość nietypowo się zachowywali. Interesujące były zwłaszcza ich miny, często wymachiwali przekłutymi językami, z których sączyła się krew. Festiwal opuściliśmy ze smutkiem, który przerodził się w małe nasionko, z którego wyrosło drzewko szczęścia.

Jeżeli chodzi o sprawę piwa…Z racji tego, że Malezja to kraj muzułmański, ten złoty trunek do najtańszych nie należy. Za 0, 6 litra trzeba zapłacić około 15 zł. Jednak szczęcie nas nie opuszcza nawet w tak dramatycznych chwilach. Cwani chińscy sklepikarze przechytrzyli malezyjskie prawo celne. Jak twierdzą tysiące puszek piwa codziennie zostaje wyrzucone przez morze na plażę Borneo, dziwnym trafem plaże te znajdują się blisko filipin, gdzie piwo jest dużo tańsze. Piwo znalezione jest nieopodatkowane, a przez to o połowę tańsze, znaleźć je można w chińskich sklepach. Z tej prostej przyczyny nic nam nie szkodzi powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni.

Zawitaliśmy do polskiej ambasady, gdzie Pietrzyk aplikował o paszport tymczasowy, gdyż paszport dotychczasowy nie mógł się pochwalić przed innymi paszportami wolnymi kartkami. Na gali paszportów w konkurencji „wolne kartki” zajął ostatnie miejsce. W tej chwili użytkownik paszportowy Pietrzyński może pochwalić się paszportem nowym siedmiostronicowym. Doszło nawet do takiej sytuacji, że dyplomata o imieniu Robert poznany w ambasadzie zaaranżował piwne spotkanie i zapoznał nas ze wszystkimi najważniejszymi dyplomatycznymi tajemnicami. Spotkanie było nieoficjalne i ściśle tajne, z tego, co wiemy minister Sikorski nie wie nic o sprawie.

Może się obrazicie, ale kiedy nadszedł czas rozstania z Kl, to najzwyczajniej w świecie polecieliśmy do Colombo, a to przecież stolica Sri Lanki. Sami nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, dlaczego tak zdecydowaliśmy.

Kuala Lumpur - foty


Sebaka


fale Dunaju


ozorek szałyk


bębenki na plecach potargał wiatr


prawie boże ciało


szybkowar


kopalnia kosmosu


spragniony? Na co czekasz


a hak ci w ryj


z tyłu warzywniak


karuzela


Romian Sobieszczański – Pasztenski


jaki ojciec taki syn


wazę niesie, w buzi kwiecie


manifest polityczny


niezły ciąg


fabryka starych kasztanów


makrele mają weselej


kandyzacja jako najlepsza z metod utrzymywania owoców w świeżości


Ewelina Dranka


narodziny boga wojny


zgadnijcie co robił wczesniej



prorok


pajac


tam na haku będziesz wisiał…


kwasik


piekielny ogień


popcorn ma na szyi albo cos


bądź pozdrowiony panie ciapaty


król jest tylko jeden


odczep się


idą ludzie Babilonu


mieszkaniec głuchej północy


mały nos – dużo dymu


szyszka


kiełbasa z dymem na wodzie

piątek, 4 lutego 2011

Indonezja Celebes, Sulawesi

W znanym i lubianym mieście KUPAng oczekiwaliśmy na prom do Makasaru, największego miasta na wyspie Sulavesi. W między czasie zaczęły się dziać dziwne rzeczy, Pietrzyk nagle przestał jeść, dostał gorączki, bardzo bolała go głowa i zrobił się markotny, a poza tym tylko leżał, a rozmowa z nie miała najmniejszego sensu.

Kolejnego dnia już na promie podobne objawy dotknęły Sebakę. Cały rejs trwający czterdzieści godzin spędziliśmy leżąc na pokładzie, nie mając siły się ruszyć. Kiedy dopłynęliśmy na miejsce czekał na nas kolega, z którym wcześniej ustawiliśmy się za pomocą portalu CS. Zaprowadził nas do swojej posesji, którą dzielił wraz licznymi wujkami, ciotkami i kuzynami. Jak się okazało człowiek ten był męczący, toksyczny, denerwujący i szkodliwy dla szeroko pojętego społeczeństwa. Zabierał nas głownie do centrów handlowych i chwalił się przed znajomymi, jakich to ma wspaniałych przyjaciół z Polski. Na imprezę sylwestrową zatargał nas na siłę do luksusowego hotelu, w którym pracował. Impreza była beznadziejna i jeszcze nim wybiła dwunasta wróciliśmy do domu spać. Nowy rok przywitaliśmy zatem bez szaleństw, nie było nawet serpentyn, konfetti i rzymskich ogni, które Sebaka tak bardzo lubi.

Kiedy już odzyskaliśmy na tyle sił, aby ruszyć w dalszą drogę rowerami to w pospiechu opuściliśmy Makassar i naszego kolegę, który był chodzącą definicją wampira energetycznego, wysysał z nas całą chęć do życia. Dla dobra naszego oraz zainteresowanych naszym blogiem nie umieściliśmy zdjęcia tego człowieka, gdyż mogłoby to poważnie wpłynąć na zdrowie psychiczne potencjalnego obserwatora.

Rowerem podróżowało się dużo ciężej niż w Timorze. Wzmożony ruch na wyspie oraz osłabienie pochorobowe bardzo nas spowalniało. Przejechaliśmy rowerami do miasta Pare Pare, gdzie przemyśleliśmy sobie kilka rzeczy i zapadła decyzja o pozbyciu się rowerów raz na zawsze. Ale w miejscu gdzie mieliśmy szanse na sprzedaż rowerów była marna, wiec zabraliśmy je przy pomocy złapanego na stopa autobusu do znanego turystycznego rejonu Toraja. Osiedliliśmy się w mieście Rantepao, które jest doskonała bazą wypadową w tej pięknej górzystej części Sulavesi. Sprzedaliśmy rowery w jednej z turystycznych agencji i ruszyliśmy na podbój okolicy na wypożyczonych skuterach. Radość była wielka, gdyż pokonywanie górskich odcinków nie wymagało pedałowania. Okolica okazała się niesamowita, przepiękne górskie krajobrazy oraz charakterystyczne w tej części Indonezji domy o dachach przypominających łodzie robią nie małe wrażenie. Oczywiście jak to mamy w zwyczaju nie poruszamy się utartymi szlakami tylko wybieramy sobie trasy trudniejsze, lecz ciekawsze. Krótko mówiąc wpieprzylismy się w takie błoto, że ledwo udało się nam z stamtąd wydostać. Przy oddawaniu motorów ich właściciel stwierdził, że raczej zrezygnuje z wypożyczania skuterów turystom. W sumie się nie dziwiliśmy, bo wypożyczone hondy nie miały tego błysku, co na początku. Wyglądały trochę jak po rajdzie Dakar.

Z Torajy udaliśmy się płatnym autostopem do miasta Ampana gdzie odbyła się impreza z nowo poznanymi turystami, którzy osiedli w tym samym hotelu. Nazajutrz rano łódką, którą niektórzy nazywali promem popłynęliśmy na wyspę Togean. Mała wyspa otoczona rafą koralową, palmy plaża, bambusowe domki itd. Czas spędzaliśmy głównie na snuerklingu i łowieniu ryb. Znalazł się czas na imprezy, urodziny pewnej francuski o imieniu Lili były by zapewne nudną posiadówą przy kawałku tortu. Jednak wzięliśmy sprawy w swoje ręce, szybko zorganizowaliśmy arak i muzykę. Dopiero wtedy impreza potoczyła się jak należy.

Po tygodniu spędzonym na rajskich wyspach popłynęliśmy do położonego na północy Gorontalo, stamtąd samolotem do ukochanego Makasar, następnie szybka przesiadka na drugi samolot, którym polecieliśmy aż do Kuala Lumpur…

Indonezja Celebes, Sulawesi - foty



ryże to wszystko



wielopoziomowe pola ryżowe



chatka półchatka



jest pretekst



szpadel



wiekuistość przeświadczenia



domy łodzie



ale wieś



widok z domku



tropikalność plaży kontra super ciocia



niemoc kurczącego się wszechświata



błotny szlak go trafił



turysta tu mieszka



gala plaż



psia krew



liza z wyspy



gry, zabawy



gość w dom – Bóg wie po co



impreza



odbarwianie światłocienia



no to cześć



kocmołuchy



kocmołuchybalet



baletżyłka



sodoma