czwartek, 2 września 2010

Uzbekistan

Granica kazachsko – uzbecka przyniosła nam ulgę. W końcu opuściliśmy ojczyznę Borata. Już od początku Uzbekistan okazał się dla nas krajem bardzo przychylnym, pani celniczka z uśmiechem na ustach przedłużyła nam nasza 3-dniową wizę o dni kolejnych dwa, o pieniążkach przy tym nawet nie wspomniała. Dłuższą wizą uradowani oddaliliśmy się od pani. Wymieniliśmy po siatce pieniędzy by w nowym kraju nie żyć w nędzy. Trzeba wspomnieć o systemie walutowym w Uzbekistanie, podstawową jednostką płatniczą jest tam 1000 sum (równowartość 1,5zl). Portfele ze względu na niedostateczną kubaturę nie spełniają w Uzbekistanie swej funkcji, zastępowane są siatkami, workami, torbami.
Ciekawostką, a zarazem kłodą rzuconą pod motor jest system dystrybucji paliwa. Liczne stacje benzynowe nie oferują niczego więcej niż odrobiny cienia. Prezydent Karaimov, postanowił walczyć z miejscowymi oligarchami – udało mu się zwalczyć jednego z nich – odpowiedzialnego za dostawy paliwa. Od tej pory zakup benzyny możliwy jest tam jedynie u miejscowych cinkciarzy, reklamujących swe usługi poprzez stojące przy drodze butelki z łatwopalną cieczą.
Bez cienia wątpliwości można rzec, że Uzbekistan jest światowym melonowym potentatem. Miliardy ton tych owoców, charakteryzują się wzmożoną słodkością, nadsoczystoscią i nadprzeciętnymi rozmiarami, a to wszystko w cenie niskiej/śmiesznej.
Pierwszą radością jaką sprawiła nam ojczyzna Uzbeków był moment, kiedy wjeżdżaliśmy w dolinę Amu-darii, a spieczone słońcem stepy wypełniły się wodą i zielenią roślin, powietrze stało się na powrót wilgotne i przyjemne. Na naszych twarzach znowu zagościł uśmiech.
Pierwszą wartą wspomnienia atrakcją było miasto zwane Bukharą. Szczególne wrażenie wywarły na nas przeróżne kultury i sztuki, rzeźby, malowidła, freski i zabytki architektury, które będzie widać na zdjęciach. Zmęczeni zwiedzaniem raczyliśmy się chłodnym piwem na centralnym placu przy stawku otoczonym sztucznymi wielbłądami.
Kolejnym miejscem, które mogło się poszczycić naszą obecnością była słynna, zwłaszcza z encyklopedii, Samarkanda. Miasto owszem ciekawe, ale tylko przez chwilę. Monumentalne zabytki oddzielone są od siebie niezbyt ciekawą przestrzenią miejską, w przeciwieństwie do bukharskiego starego miasta gdzie w zakamarkach czuć ducha przeszłości.
Dnia piątego, gdy wiza nasza kończyła się postanowiliśmy opuścić to sympatyczne państwo. Na granicy okazało się, że miła pani, która przedłużyła nam wizę o dwa dni nie do końca wiedziała co czyni. Nierozerwalni do tej pory z motocyklami, zostaliśmy od nich brutalnie oddzieleni. Okazało się, że dokument wystawiony nam przy wjeździe do kraju nie przedłużał naszej wizy, a jedynie ilość dni, jakie w Uzbekistanie mogą spędzić motocykle. Poirytowani sytuacją i przestraszeni, że ewentualna kara za nielegalne przebywanie na terenie republiki może nasz kosztować sporo pieniążków rozpoczęliśmy negocjacje z pogranicznikami. Po 36 godzinach przepuszczono nas przez granicę, wystarczyło jedynie:
- pojechać do komisariatu policji oddalonego o 40km i złożyć zeznanie o nieświadomym naruszeniu prawa
- wrócić na granicę z komendantem policji by dowiedzieć się, że „dzisiaj wieczorem już nas nie przepuszczą może jutro rano”
- przespać się w domu komendanta policji
- dnia następnego rano dowiedzieć się, że konieczna jest wizyta w Samarkandzie
- w Samarkandzie dowiedzieć się, że konieczne jest wyrobienie Exit Visy w Taszkiencie (taxi 350km w jedną stronę)
- złożyć wizytę na lotnisku w Taszkiencie i wyrobić Exit Visę
- powrócić na granicę i opuścić Uzbekistan

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. kaszka z mleczkiem lub jak kto woli piece of cake lub inaczej bułka z masłem

    OdpowiedzUsuń